W stoczni Ansaldo w Setri pod Genuą we Włoszech dnia 16 czerwca 1951 r. z pochylni spłynął na wodę statek, któremu nadano imię "ANDREA DORIA". Jest to imię admirała floty papieskiej, zwycięzcy bitwy morskiej w XVI wieku, pokonał on Turków, podbił Korsykę i wyzwolił Genuę spod francuskich i hiszpańskich wpływów, ustanowił tam Republikę.
Statek ten był dumą armatora Societe di Marigazione Italiana oraz ozdobą włoskiej floty handlowej. Wyróżniał się pod każdym względem. Profil statku rozwiązany był z gracją a wnętrze zaprojektowane było z dużym smakiem. Dawał luksus i komfort podróżowania.
Na statku istniała tylko klasa pierwsza i turystyczna. Intencją konstruktorów było, aby statek był bezpieczny, szybki i wygodny. Całe jego wnętrze było klimatyzowane. Dla wygody pasażerów wyposażony był aż w cztery sale kinowe, trzy baseny kąpielowe oraz inne udogodnienia rozrywkowe: bary, restauracje, kawiarnie. Napędzały go turbiny parowe o łącznej mocy 50 tys. KM, które obracały dwie śruby o średnicy 6 m każda, co pozwoliło statkowi osiągać nawet do 25 węzłów.
Mostek kapitański wyposażony był we wszystkie nowoczesne przyrządy nawigacyjne osiągalne w owym okresie. Radary, żyrokompas, echosonda, loran. To bogate wyposażenie uzupełnione było silną stacją radiową. Statek był również wyposażony we własną stację meteorologiczną z możliwością odbioru bieżących mapek synoptycznych.
ANDREA DORIA posiadał jedenaście grodzi wodoszczelnych. W swoją dziewiczą podróż statek ruszył latem 1953 r. na trasie Genua - Nowy Jork. Uznano go wówczas za klejnot włoskiej myśli technicznej. Ówczesna prasa pisała o nim "Królowa naszej marynarki handlowej". Jego długość to 214 m, szerokość 28 m, wyporność 30 tys. ton. Zabierał 1.250 pasażerów, nad którymi czuwała 575-osobowa załoga. Dowodził tym statkiem wytrawny kapitan Pietro Calamai - rodowity Genueńczyk, pochodził z rodziny o bogatych tradycjach morskich. Ojciec kapitana był założycielem czasopisma "La Marina Italiana" a brat w stopniu admirała służył w marynarce wojennej Włoch.
"ANDREA DORIA" odbył sto podróży przez Atlantyk w obie strony, przez cały czas dobrze spełniał zadania postawione mu przez armatora.
Ale oto nadeszła pechowa 101. podróż. "ANDREA DORIA" wyszła z Genui 17 lipca 1956 r. mając na pokładzie prawie komplet pasażerów 1.234 osoby oraz 575 członków załogi. Ładunek 401 ton drobnicy, 9 samochodów, w tym jeden prototyp sportowy wartości 100 tys. dolarów, 522 sztuki ciężkiego bagażu pasażerów i 1.754 worki poczty.
Podróż przebiegała normalnie, jak to przeważnie bywa latem przy pięknej pogodzie.
Nadszedł dzień 25 lipca 1956 r. Następnego dnia miało być wejście do Nowego Jorku. Większość pasażerek i pasażerów w odświętnych ubiorach zjawiło się na pożegnalnym wieczorze tzw. "Captain's Gala". Tymczasem statek wpłynął w strefę mgły. Widoczność mocno spadła. "Andrea Doria" jednak nie zmieniła ani kursu ani nie zredukowała szybkości, ufając swoim radarom pędziła z szybkością 22 węzłów. Minąwszy latarniowiec Nantucket zmieniła kurs wprost na latarniowiec Ambrose stojący prawie u wejścia do nowojorskiego portu. Nad wykonaniem zwrotu czuwał kapitan Calamai, po czym zszedł do sali balowej. Kapitan dzielił czas między mostkiem a salą balową. Ekran radaru nie wskazywał żadnych jednostek w promieniu 20 Mm. Dopiero o godzinie 2243 drugi oficer dostrzegł na ekranie radaru maleńkie "echo" ale było ono oddalone około 17 Mm. Kapitan, który znów pojawił się na mostku na wszelki wypadek polecił odchylić kurs w lewo aby zwiększyć dystans do obcego statku.
Tymczasem szwedzki statek pasażerski o nazwie "Stockholm" dużo mniejszy od Włocha (12.300 BRT) wyszedł z nowojorskiego portu 25 lipca 1956 r. przed południem, w większości ze szwedzkimi pasażerami zmierzał do Göteborga. Miał na pokładzie 535 pasażerów i 206 członków załogi. Po wyjściu na otwarte wody morskie, statek zgodnie z zarządzeniem Kapitana Gunnara Nordensona położono na kurs 090o. Po tym manewrze kapitan opuścił mostek i udał się do swojej kabiny. Na mostku pozostał III oficer wachtowy, młody 26-letni Ernest Carsten Johansen.
Widzialność ocenił jako średnią w granicach 4 - 5 Mm. Statek płynął z szykością 18 - 19 węzłów. Krótko przed 23-cią Johansen zauważył w radarze statek idący kontrkursem, po chwili już bez radaru ujrzał światła przeciwnego statku i słabe czerwone światło burtowe w odległości zaledwie półtorej mili. Obie jednostki do siebie szybko się zbliżały "Stockholm" 19 węzłów a "Andrea Doria" z szybkością 22 węzłów, co w sumie dawało 41 węzłów.
Teraz wypadki toczą się bardzo szybko. Johanson widzi z prawej burty wielki rzęsiście oświetlony statek, widzi zielone światło burtowe, rzuca komendę prawo na burtę, telegraf maszynowy stawia na "cała wstecz" ale kolizja jest nieunikniona. W tej samej chwili silny ostry dziób "Stockholm" wbija się w prawą burtę jasno oświetlonego kadłuba "Andrea Dorii" na głębokość dziesięciu metrów, zadając statkowi śmiertelny cios. Ostry dziób szwedzkiego statku zgruchotał pomieszczenie generatorów prądotwórczych. Na statku zapadła ciemność ,a tym samym wybuchła panika. Uszkodzone zostały zbiorniki paliwa, nastąpił wyciek. Zmiażdżone zostały też kabiny pasażerskie. Przez wyrwę w kadłubie z wielkim szumem wdziera się woda do wnętrza statku, który dostaje przechyłu. W eter idzie sygnał SOS wzywania pomocy, podając pozycję: szerokość 40o40'N, długość 069o53'W.
Statek "Stockholm" został unieruchomiony w trakcie zderzenia. Dziób został zmiażdżony, spadła kotwica i duża ilość łańcucha wyleciała z komory. O godzinie 0530 przechyloną 45o "Andrea Dorię" opuszcza jako ostatni kapitan Pietro Calamai, statek dożywa swoich ostatnich chwil. Ostatecznie duma włoskiej floty pasażerskiej znika pod powierzchnią wody.
Włoski statek "ANDREA DORIA" zatonął na głębokości 225 stop. 26 lipca 1956 r. o godzinie 1009 czasu miejscowego. Wszystkich uratowanych przetransportowano do Nowego Jorku. Katastrofa pociągnęła za sobą 49 ofiar na "Andrea Dorii" i 5 osób na "Stockholmie", 40 rannych trafiło do szpitali z większymi lub mniejszymi obrażeniami.
"Stockholm" został przeholowany do nowojorskiej stoczni i poddany remontowi, który trwał aż pół roku.
Śledztwo wykazało, że całkowitą winę za katastrofę ponosi trzeci oficer "Stockholmu" Ernest Carsten Johansen. Na podstawie fałszywego odczytu obrazu radaru mylnie ustalił odległość między obu statkami. Był przekonany, że zasięg radaru nastawiony jest na 15 mil a faktycznie wynosił on tylko 5 mil. W rezultacie odległość między statkami nie wynosiła 7 mil a tylko 2 mile. Swoiste curiosum stanowił fakt, że w trakcie zwrotu w prawo Johansen wszedł do sterówki by odebrać telefon, który w tym czasie zadzwonił. Po pięknym transatlantyku "ANDREA DORIA" pozostały tylko wspomnienia. A Stockholm - armator Svenska Amerika Linie odsprzedał statek ówczesnej Niemieckiej Republice Demokratycznej. Tam otrzymał on awangardową nazwę VÖLKERFREUNSCHAFT" (Przyjaźń Narodów) i dalej był eksploatowany jako statek wycieczkowy.
W końcu lat osiemdziesiątych ponownie zmienił armatora, otrzymał nazwę "Fridtjot Hansen" i banderę norweską.
Kolejny raz, po przebudowie, w 1993 r. zmienił nazwę na "Italia Prima" i pływał oczywiście pod włoską banderą a jego armatorem był Cambiasso Risso w Genui. Statek był w dalszym ciągu eksploatowany, woził turystów, służył wypoczynkowi ludzi i cieszył się nawet opinią statku szczęśliwego - "Lucky Ship"! Obecnie brak jest informacji o dalszych losach statku. Należy przypuszczać, że został złomowany, gdyż od wodowania minęło 61 lat.
Zebrał i opisał
Wiktor Czapp
Literatura:
1. "Od Titanica do Kurska" - autor Henryk Mąka
2. "Zmora zdarzeń" - autor Padfield Peter