FIGURY GALIONOWE SŁUŻYŁY DAWNIEJ

JAKO NAZWA JEDNOSTKI

W dawnych, starożytnych czasach okręty i statki handlowe wielu państw uprawiające żeglugę nie miały wymalowanych tak jak dziś nazwy statku. Pismo bowiem nie spełniało jeszcze takiej roli jaką spełnia obecnie, po prostu nie było powszechnie znane. Jednostki nosiły na dziobach czy rufach figurę na przykład tygrysa, a więc statek zwał się “TYGRYS”, a jeżeli delfina, to nosił nazwę “DELFIN”

W V i IV w. p.n.e. w Grecji narodził się zwyczaj ozdabiania żagli symbolami związanymi z nazwą statku. I tak, statek o nazwie DELFIN miał na żaglu wymalowanego delfina. Z czasem zwyczaj ten rozpowszechnił się między innymi wśród ludów pozostających pod wpływem kultury greckiej. Rozróżnianie okrętów czy statków po znakach a nie po napisach trwało wiele wieków. Zmieniały się tylko pod wpływem aktualnych warunków społecznych lub religijnych same znaki oraz sposoby ich noszenia.

We wczesnym średniowieczu okręty najczęściej nosiły na dziobach figury wyobrażające zwierzęta lub ptaki – najczęściej drapieżne. Po pewnym czasie weszły do użytku figury pełne, przedstawiające postacie świętych, władców, ludzi zasłużonych.

Holenderski okręt “ERASMUS” (XVI wiek) nosił na rufie figurę Erazma z Rotterdamu. Natomiast figura dziobowa angielskiego okrętu królewskiego “QUEEN CHARLOTTE” (1790 rok) wyobrażała tę władczynię ze wszystkimi insygniami jej władzy monarszej.

W XVII wieku przyjął się zwyczaj umieszczania na dziobach okrętów ozdób mających już tylko symboliczny związek z nazwą jednostki, nazywanych galionami (angielskie “figurehead”)

W czasach Odrodzenia przynależność jednostki określały ornamenty na żaglach oraz odpowiednie chorągwie i proporce z herbami monarchów, rycerzy lub miast, podnoszone na masztach jednostki.

W miarę jak przybywało na morzach statków i okrętów, coraz trudniej było stwierdzić o jaki okręt chodzi i do kogo należy. Wprowadzono więc obowiązek umieszczania na burtach jednostki jej nazwy w formie pisemnej.

Francja specjalnym dekretem z 1678 roku wprowadziła taki obowiązek. Śladami Francuzów poszły inne państwa morskie.

Napisy – przeważnie w złotym kolorze – umieszczano na rufach jednostek na ozdobnych kartuszach. Z biegiem jednak czasu zrezygnowano z bogatych upiększeń, a to głównie ze względów oszczędnościowych.

Z chwilą, gdy zaczęto budować kadłuby ze stali, do gładkich burt i opływowych kształtów nawet nie pasowały kunsztownie wykonane złocone figury galionowe. Tradycją jednak pozostało noszenie takowych na dziobach żaglowców mimo, że kadłuby były już też stalowe.

Polski żaglowiec harcerski “ZAWISZA CZARNY” ma na dziobie wyrzeźbioną figurę popiersia swego patrona. Takie i podobne figury znajdują się na wielu żaglowcach jeszcze obecnie pływających po morzach. Wymienię tylko niektóre:

Bark “SAGRES” (Portugalia) oprócz rzeźby dziobowej Henryka Żeglarza, na wszystkich żaglach rejowych niesie czerwone krzyże maltańskie, po których łatwo go rozpoznać.

Brygantyna “EYE OF THE WIND” (W.Brytania) ma na dziobie stylizowaną “twarz wiatru” z nadymanymi policzkami.

Bark “EAGLE” (Stany Zjednoczone) niesie na dziobie orła z rozpostartymi skrzydłami, gotowymi do lotu.

Bark “CUAUHTEMOC” z Meksyku – figura dziobowa przedstawia popiersie wodza Indian z nakryciem głowy w kształcie stylizowanego orła.

Pozostał natomiast zwyczaj ozdabiania dziobów statków handlowych herbami , czy odpowiednimi znakami, ale o bardziej skromnych wymiarach w postaci malowidła lub płaskorzeźby.

Statki Polskiej Żeglugi Morskiej typu “Ziemie” (Gdańska, Lubuska, Szczecińska) miały na dziobie herby miast wojewódzkich. Statki o nazwach miast nosiły herby tych miast na swych dziobach. Statki o nazwach zawodów jak Chemik, Górnik, Kolejarz czy Włókniarz nosiły na dziobach emblematy swoich Związków Zawodowych. Statek “GENERAŁ SIKORSKI” miał na dziobie wymalowany wężyk generalski.

Znaki armatorskie umieszczone na flagach, kominach, a często także na dziobach statków zaczęły pojawiać się w XIX wieku. Motywy tych znaków są bardzo różne, w zależności od upodobania armatora lub symbolizują charakter właścicieli firmy.

Malowanie znaków armatora na kominach ma na celu ułatwienie rozpoznania danej jednostki i jego przynależności armatorskiej. Oprócz znaków kominowych, do rozpoznania poszczególnych armatorów służą także kolory malowanych kadłubów.

Kadłuby statków Polskich Linii Oceanicznych, gdy ten armator jeszcze istniał na rynku żeglugowym, malowane były na kolor jasno popielaty, a komin żółty.

Statki Polskiej Żeglugi Morskiej mają kadłuby czarne i takiego samego koloru kominy ze znakiem armatora: trójząb Neptuna z literami PŻM lub Ż.

Kadłuby jednostek Polskiego Ratownictwa Okrętowego są czarne, ale kominy czerwone.

Znana firma duńska DANSHIP swoje statki maluje na czerwono. Duński armator MAERSK maluje kadłuby na jasno niebieski. Są też armatorzy, którzy malują kadłuby na zielono. Białe kadłuby to domena statków pasażerskich, wycieczkowych, szybkich statków chłodnicowych wożących łatwo psujące się towary lub statki żaglowe, szkolne czy turystyczne.

Nadbudówki statków przeważnie są białe lub kremowe. To samo dotyczy masztów i dźwigów pokładowych.

Niektórzy armatorzy dla podkreślenia przynależności statku do danej linii lub kompanii żeglugowej malują dużymi literami na kadłubie statku, na wysokości śródokręcia nazwę armatora lub linii. Dla przykładu: “POLSTEAM”, “POLTRAMP” “MAERSK SEALAND”, “ EUROAFRICA”, “CHIPOLBROK” czy “SILJA LINE”.

Nazw okrętów wojennych, mimo że takowe posiadają, nie maluje się na burtach. Nazwy to najczęściej wykonane z mosiądzu litery, przytwierdzone do kadłuba poniżej pokładu głównego w jego rufowej części, ale często też na nadbudówce po obu burtach. Jest honorem załogi, aby mosiężne litery nazwy okrętu były utrzymane w idealnym – błyszczącym stanie. Czyszczone są regularnie.

Okręty wojenne mają na ogół na burcie w dziobowej części wymalowaną dużego rozmiaru pierwszą literę swojej nazwy. Np. duże G nosił “O.R.P. GRYF”. Często też okręty wojenne noszą tylko znak i numer burtowy, który służy do rozpoznania jednostki, ale tylko dla wtajemniczonych.

Przykro się robi, gdy na burtach polskich statków czyta się czasami typowe polskie, patriotyczne nazwy jak: “Solidarność”, “Orlęta Lwowskie" czy “Powstaniec Warszawski”, a port macierzysty i powiewająca na rufie bandera jest z wysp VANUATU. No cóż, jest ona tam tylko kawałkiem obojętnego załodze płótna – dominuje biznes. Idzie nowe i trzeba to niestety akceptować – twierdzą niektórzy, ale to nowe absolutnie nie znaczy lepsze. Ginie w narodzie, a szczególnie wśród naszych decydentów tradycja morska i honor polskiej biało-czerwonej bandery.

Z nadzieją, że jeszcze wróci nasza biało-czerwona na rufowe drzewce naszych polskich statków i będzie znowu dumnie powiewała tak, jak powiewała w okresie międzywojennym, w ponurym okresie II wojny światowej i za czasów PRL-u.

Kończę swoją refleksję na temat galionów dziobowych, nazw statków i znaków armatora.

Napisał Wiktor Czapp kpt.ż.w.

Szczecin, sierpień 2009 r.